Do Phnom Penh leci się z Bangkoku zaledwie godzinę. Na kambodżańskim lotnisku czekają dzieci o smutnych oczach, ledwo odwzajemniające uśmiech. Ulice są ciemne i puste, choć nie ma jeszcze nawet 22-giej. Udziela się dziwny niepokój. Podskórny lęk, chowany do tej pory pod maską żądzy wrażeń wypełza nieśmiałą falą. W głowie kłębią się zasłyszane wcześniej ostrzegawcze komentarze znajomych. Świadomość, że 17 km…
